08.04.07
Śmiech na sali
Wdepnąłem dziś na Allegro i korzystając z wolnego czasu oddałem się kupowaniu różnej maści książek motywacyjnych. Jedna z nich obiecuje mi stanie się milionerem w ciągu następnych 7 lat…
Śmiech na sali.
Dlaczego?
Bo to trochę tak, jakbym oferował Ci książkę pozwalającą skończyć trzyletnie liceum w ciągu pięciu lat (lub nawet mniej! ;) ).
Policzmy: aby w ciągu 7 lat zgromadzić kwotę 1 mln zł wystarczy codziennie “odłożyć” (np. wrzucić na fundusze inwestycyjne) kwotę ok. 200 zł. Przy zakładanym średnim zwrocie inwestycji na poziomie 18% rocznie, w ciągu 7 lat mamy milion.
200 zł dziennie to w polskich warunkach dużo? Być może tak. Ale już 50 euro dziennie dla kogoś pracującego w Irlandii, to całkiem realna kwota. I po co wobec tego taka książka? Jeśli tak czy inaczej przepis na zostanie milionerem w ciągu 7 lat można streścić w jednym (np. takim) zdaniu: jedź do Irlandii, zarabiaj przyzwoicie, odkładaj codziennie 50 euro i inwestuj to w fundusze inwestycyjne.
Tak więc milion w 7 lat to osiągnięcie stosunkowo niewielkie, nie wymagające dokonania naprawdę dużych zmian, a przede wszystkim stania się kimś o wiele bardziej wartościowym dla innych ludzi i to w krótkim czasie.
Wiem, czepiam się. Ale o tyle jest czego, że moim zdaniem należy unikać podawania liczby lat jaką komuś powinno zająć osiągnięcie tego czy tamtego. Przecież to zupełnie indywidualna sprawa. To od każdego człowieka, który podejmie decyzję o zostaniu milionerem zależy ile mu zajmie osiągnięcie tego celu.
Jeszcze bardziej śmieszy mnie obiecywanie, że w ciągu 10 lat osiągniesz niezależność finansową… Jeśli zdefiniujemy ją jako posiadanie pasywnego dochodu w wysokości średniej pensji w Polsce brutto (a to przecież zapewni Ci życie bez konieczności jakiejkolwiek pracy), to trudno mi w ogóle zgodzić się ze stwierdzeniem, że czas osiągnięcia takiego celu należy mierzyć w latach :D
precelik said,
kwiecień 9, 2007 at 8:06
A ja odkładam na fundusze :P może nie 200 zł na dzień ale 400 na miesiąć :P więc trochę mniej.
No ale to tak profilaktycznie na emeryturkę… bo nie lubię pieniędzy wydawać :)
A jak chodzi o wolność finansową to mogę być już teraz wolny - nie mając pasywnego dochodu - wystarczy zmienić swoje myślenie o pieniądzu i traktować go jako zwyczajne narzędzie, cyferki na koncie - niczym nie rózniące się od innych cyferek… wtedy się człowiek od niego uwolni.
shrew said,
kwiecień 9, 2007 at 18:10
Widać, że jesteś z pokolenia “szybkość i brak cierpliwości”. 200 zł dziennie to dużo, wystarczy spojrzeć na średnią krajową i fakt, że ktoś ma rodzinę.
Ja wolę, jeśli w publikacji padają odległe lata, bo to pokazuje ludziom, że pewne cele są do osiągniecia poprzez pracę i cierpliwość. Np. granie na giełdzie, to zajęcie dla cierpliwych, a wszyscy myślą, że z dnia na dzień będą bogaczami, bo tak to coniektórzy przedstawiają.
A mnie śmieszy wmawianie komuś, że w ciągu 30 dni będzie milionerem albo wystarczy iść na szkolenie, które sprawi, że takim się staniesz. No offence ;)
Sebastian Schabowski said,
kwiecień 9, 2007 at 22:25
Precelik: masz rację z tym myśleniem o pieniądzu; są różne oblicza niezależności finansowej. Niektórzy definiowaliby ją jako niezależność od rodziców (”mam dobrą pracę i jestem niezależny”), inni od pracodawców (”mam źródła pasywnego dochodu i nie muszę pracować do końca życia”), jeszcze inni jako ogromne bogactwo (”mogę sobie pozwolić na cokolwiek chcę”). Niemniej jednak Wikipediowa definicja mówi o wolności od konieczności pracowania na pieniądze.
Shrew: może i jestem z pokolenia, które chce wszystko i to już. W każdym razie 7 lat to dla mnie wieczność i nie sądzę, żeby ludzie byli bardzo zachęceni do pracy nad sobą, gdy obiecasz im rezultat za tyle lat. A przecież przy intensywniejszej pracy nad sobą, intensywniejszym rozwoju, można w znacznie krótszym czasie osiągać znacznie lepsze efekty. Pracując raczej mądrze niż ciężko. Szukając dźwigni i uświadamiając sobie, że trzeba BARDZO się zmienić (na lepsze), by osiągnąć takie rezultaty. I taka sytuacja jest bardziej ekscytująca i motywująca - jeśli cel wydaje się na początku prawie niemożliwy do osiągnięcia :)
Jola said,
kwiecień 10, 2007 at 11:24
7 lat to wieczność? Hm, to tylko potwierdza, że czas to pojęcie względne… :-D
Abstrahując od tego, czy siedem lat to dużo czy mało, to zgadzam się z tym, że w ogóle nie należy nakładać tu ram czasowych, bo jest to bardzo indywidualna sprawa. Poza tym sukces zbudowany w bardzo krótkim czasie może mieć kruche podstawy i runąć przy byle kryzysie, natomiast ten budowany dłużej będzie prawdopodobnie miał solidne fundamenty i przetrwa ewentualne “zawirowania”. Choć oczywiście nie jest to reguła, tylko raczej potencjalne zagrożenie.
Nawet pracując mądrze, to - jeśli chce się zdobyć sukces w KRÓTKIM czasie - to trzeba pracować też i ciężko (kosztem wolnego czasu, czasu dla rodziny, rozrywek itd.).
Poza tym ja jeszcze widzę inny aspekt tej sprawy. Jeśli ktoś w bardzo krótkim czasie zdobywa niezależność finansową, to pytanie, czy będzie mu się chciało dalej rozwijać i pracować nad sobą? Bo sukces finansowy to jedno, a wartość człowieka, jako takiego i to, co on sobą reprezentuje, to zupełnie inna sprawa… Nieco dłuższe budowanie sukcesu lepiej moim zdaniem utrwala pewne zdrowe nawyki, jak dbałość o poszerzanie wiedzy, o dobrą komunikację z innymi ludźmi, o zachowanie równowagi między światem materialnym i duchowym.
Jakub said,
kwiecień 10, 2007 at 22:44
Właśnie sobie surfowałem po Internecie szukając ciekawej strony o motywacji, psychologii i trafiłem na osiagacz.pl i TU:) Bardzo mi się podoba i ta strona i ten blog:) Na pewno bedę zagladał tu częściej, ponieważ można się dużo od Ciebie dowiedzieć.Dzięki za ten blog.Pozdrawiam serdecznie!
Paweł said,
styczeń 3, 2010 at 21:49
Pierwszy milion łatwo stracić, jak się nie zarobi go we właściwy sposób, w mysl zasady “łatwo przyszło, łatwo poszło”. Jak to mawiał T. Harv Eker (z pamięci, mogłem coś namieszać ;-) musisz powiększać swoją skrzynkę na narzędzia, żeby móc zgromadzić w niej więcej.
Pozdrawiam, Paweł